niedziela, 29 maja 2011

Człowiek Łoś i Smok

Z zapisków w Bełkot Logu:
Idzie Człowiek Łoś przez las i wnet spośród drzew wyfrunął biały gołąb pocztowy ze zwitkiem pergaminu przypiętym do nóżki. Człowiek Łoś spojrzał na niego z niejakim zdziwieniem, gdy usiadł mu na ramieniu.
-Czy to dla mnie jest ten list? - spytał ptaka Człowiek Łoś.
-Gruch. - gruchnął twierdząco gołąb.
Tak więc, nie czując już żadnych ku temu oporów, Człowiek Łoś odwiązał liścik, a gołąb pospiesznie opuścił miejsce akcji. Człowiek Łoś przyjrzał się pergaminowi. Widniała na nim pieczęć królewska, którą przełamał, by dostać się do zawartości. List głosił:
„Człowieku Łosiu!
Potrzebuję twej pomocy. Niezwłocznie udaj się do mego zamku. Nie ma czasu na zwłokę.
Król”
Człowiek Łoś niezwykle przejął się treścią listu i zgodnie z jego zaleceniami natychmiast wyruszył w podróż. Następnego dnia o tej samej porze już stał przed okazałą bramą główną zamku. Strażnicy, poinformowani uprzednio o jego przybyciu, zaprowadzili go przed wymięte przez starość i smutek oblicze króla, przed którym pokłonił się tak nisko, jak tylko nakazuje etykieta.
-Człowieku Łosiu! - ucieszył się Król. Wyraźnie widać było po jego oczach, że jeszcze przed chwilą płakał. - Cieszę się, że tak prędko się zjawiłeś.
Człowiek Łoś pokłonił się ponownie, już nie tak nisko, lecz wciąż zgodnie z wszelkimi zasadami protokołu.
-Czym mogę ci służyć, panie? - spytał.
-Wielkie nieszczęście mnie spotkało. O, ja nieszczęsny! Ma jedyna córka, dziewczę wciąż młode i nader urodziwe, przeszło miesiąc temu udała się wieczorem na spacer po królewskich ogrodach. Wtedy to Anthachron, potężny smok z północy wdarł się na teren ogrodów i uprowadził ją. Wielu zaprawionych w boju i doświadczonych wojów próbowało rozprawić się z bestią, lecz żadnemu jeszcze się ten czyn nie udał.
Człowiek Łoś, rozumny i o niemałej wiedzy, zrozumiał, do czego zmierza Król.
-Wasza wysokość chce, zatem, abym ja podjął się misji ocalenia twej córki. - domyślił się.
-W rzeczy samej. Jeśli ci się powiedzie, dostaniesz rękę Królewny i pół Królestwa w podzięce.
Człowiek Łoś zastanowił się na chwile, choć nie było to zbytnio konieczne. Uroda Królewny znana była nawet w najdalszych zakątkach Królestwa i wielu młodzieńców starało się o jej względy, jak na razie bez żadnych rezultatów. Z kolei Królestwo było obecnie w stanie rozkwitu. Pokój ze wszystkimi sąsiadami, kolejny urodzajny rok i niezwykła aktywność wymiany handlowej sprawiały, że nawet pół Królestwa było bardzo smakowitym kąskiem.
-Byłbym zaszczycony mogąc wziąć udział w tej misji. - powiedział Człowiek Łoś.
Król ucieszył się, lecz nie zniwelowało to ogólnego wrażenia smutku bijącego od jego postaci.
-Dziękuję ci. Jesteś moją jedyną nadzieją. Auksencjusz wskaże ci drogę ku kryjówce smoka.
Auksencjusz, nadworny mag, okazał się niskim, łysiejącym staruszkiem o obłąkanym spojrzeniu, ubranym w za duże dla niego, niebieskie szaty i tego samego koloru spiczasty kapelusz. Wynurzył się z cienia za tronem i zbliżył do Człowieka Łosia bardziej niż było to konieczne. Zadarł głowę mocno do góry, aby nawiązać kontakt wzrokowy.
-Podążaj Północnym Gościńcem. - poradził mag. - I weź to.
Wygrzebał z szaty niewielki kamień i podetknął go Człowiekowi Łosiowi najbliżej twarzy jak tylko pozwalała mu na to długość jego ręki.
-Ten kamień wskaże ci drogę. - wyjaśnił. - Musisz najpierw mocno nim potrząsnąć, aby ustalić nowy kierunek, a następnie powiedzieć mu, dokąd chcesz się udać. Jeśli będziesz szedł dobrze, kamień będzie biały, lecz gdy zboczysz z właściwej ścieżki zmieni kolor na czarny. Człowiek Łoś kiwnął głową, na znak, że zrozumiał i wziął w dłoń rzeczony kamień.
Pożegnał króla kolejnym niezwykle niskim pokłonem i zapewnił go, że wróci z jego córką całą i zdrową.
Przed ostatecznym wyruszeniem na wyprawę, poczynił w mieście przygotowania, kupując suchy prowiant na drogę. Nie zaopatrzył się, jednak, ani w zbroję, ani w miecz. Człowiek Łoś, który nie urodził się wczoraj, ani nawet nie w ciągu ostatniego tygodnia, po krótkim przemyśleniu sprawy stwierdził, że nie będą mu potrzebne. Skoro wielu rycerzy próbowało pokonać gada i poległo na polu bitwy, to jemu, mniej zaznajomionemu z wojennym rzemiosłem niż oni, z pewnością ta sztuka się nie uda.
Gdy był już gotów, wziął w garść magiczny kamień i wstrząsnął nim mocno. Widać było jak jego barwa szybko przechodzi z czarnego w biały i z białego w czarny, aż w końcu przybiera najbardziej neutralny odcień szarości, na jaki było go stać.
-Chcę się udać do kryjówki smoka Anthachrona. - wyjawił mu Człowiek Łoś.
Kamień pozostawał szary, dopóki Człowiek Łoś nie postawił stopy na Północnym Gościńcu. Zgodnie z oczekiwaniami stał się wtedy nieskazitelnie biały.
Północny Gościniec był drogą dość dziką. Po dniu wędrówki z brukowanej drogi stał się wydeptaną ścieżką, niejednokrotnie prowadzącą przez gęste chaszcze. Niekiedy droga się rozwidlała i wtedy własnie Człowiek Łoś mógł docenić przydatność magicznego kamienia.
Trzeciego dnia podróży, krajobraz zrobił się mniej malowniczy. Rozległe łąki ustąpiły miejsca spalonej ziemi, a wysokie, przydrożne drzewa o szerokich koronach uschniętym kikutom. Był to znak, że dotarł już na Ziemie Smoków.
Dzień drogi dzielił go już od Smoczych Gór, które pełne były jaskiń skrywających wielkie skarby i ich śmiertelnie groźnych strażników. Niejeden śmiałek stał się tu niezwykle bogaty, pokonując smoka i zgarniając jego fortunę. Dużo więcej, jednak było tych, którzy nigdy już ze smoczej jaskini nie powrócili. Mimo miażdżącej przewagi tych drugich przypadków, wciąż przybywali nowi rycerze gotowi podjąć to wysokie ryzyko.
Droga zaprowadziła Człowieka Łosia do podnóża ponuro wyglądającej góry. Nie było tam innych. Stamtąd rozpoczął wspinaczkę górską ścieżką na szczyt. Gdy wreszcie tam dotarł, jego oczom ukazały się ruiny potężnej warowni, z której pozostała już jedynie część wysokich na wiele metrów murów i samotna wieża wzbijająca się wysoko ku górze.
-Tam pewnie trzyma uwięzioną Królewnę. - powiedział do siebie Człowiek Łoś wciąż obserwując szczyt wieży.
Każdy szanujący się rycerz najpierw staczał heroiczny bój ze smokiem, by następnie udać się ku komnacie Królewny. Człowiek Łoś się szanował, ale nie był rycerzem. Rozsądek podpowiadał mu, że jeśli zacznie od pierwszego punktu nie będzie miał już okazji żeby wykonać drugi. Najlepszym planem, jego zdaniem, było unikanie smoka. Człowiek Łoś nie był tchórzem, ale nie był też głupi.
Zachowując największą czujność, ostrożnie zbliżył się do zamkowego muru. Kamienie aż drżały od chrapania smoka. Człowiek Łoś trafił na porę drzemki. Wślizgnął się przez wyrwę w murze do środka i podążył w kierunku wieży. Wszędzie walały się różne części zbroi – prawdopodobnie pozostałości po poprzednich misjach ratunkowych.
Nie minęło dużo czasu, aż Człowiek Łoś znalazł spiralne schody na górę. Po długiej wspinaczce stanął przed drzwiami do komnaty na samym szczycie wieży.
Po lekkim pchnięciu, drzwi stanęły przed nim otworem.
„Dziwne.” - pomyślał Człowiek Łoś. - „Trudno kogoś więzić za otwartymi drzwiami.”
Jego zdziwienie było tym większe, iż odkrył, że w pięknie urządzonej komnacie nie było Królewny. Rozejrzał się dokładniej. Pod zaokrąglonymi kamiennymi ścianami stało parę szafek, jedna kosmetyczka z lustrem i samotne łóżko naprzeciw drzwi. Przez jedno z okien widać było śpiącego smoka o lśniących, ciemnozielonych łuskach. Nigdzie jednak nie było Królewny.
Wtem Człowiek Łoś usłyszał kroki na schodach. Nie wiedział, co zrobić, więc zamknął drzwi i postanowił poczekać.
-Co to jest, że w całym zamku ostała się tylko jedna komnata godna księżniczki i to na szczycie najwyższej z wież? - dobiegł do niego zirytowany, kobiecy głos.
Nim zdążył objąć sytuację swoim rozumem i zająć jakieś stanowisko wobec niezrozumiałości tego wszystkiego, drzwi się otworzyły i w progu stanęła Królewna.
Plotki o jej urodzie nie były przesadzone. Miała lekko zarumienione lico, wokół którego kaskadą spływały w dół złociste włosy sięgając za ramiona. Kształty miała piękniejsze niż zdołałby oddać nawet największy mistrz dłuta, a przywdziane były w rozdartą miejscami, lecz wciąż piękną, suknię z błękitnego aksamitu najlepszego gatunku. Po jednym, krótkim spojrzeniu, Człowiek Łoś zrozumiał, dlaczego tylu wojowników ruszyło na jej ratunek nawet nie zastanawiając się nad niebezpieczeństwem.
Widząc go, Królewna wydała z siebie niezwykle uroczy, jak ocenił to Człowiek Łoś, odgłos zaskoczenia.
-Kim jesteś i co tu robisz? - spytała go.
Jej głos był jak najpiękniejsza muzyka, mimo słyszalnej w nim, choć bardzo subtelnej, nutki wrogości, którą Człowiek Łoś był gotów jej wybaczyć.
-Jam jest Człowiek Łoś. - przedstawił się. - Przybyłem, aby cię ocalić, pani.
Zdziwiła się nieco bardziej, co z kolei zdziwiło Człowieka Łosia, który się tego nie spodziewał.
-Ocalić mnie? - zapytała, już bez żadnej wrogości. - Przed czym?
To zbiło Człowieka Łosia z tropu.
-Popraw mnie, pani, jeśli się mylę, lecz zdaje mi się, że więzi cię straszliwy smok.
Królewna zalała się rumieńcem.
-Och! No, tak. Racja, nie pomyślałam o tym.
-Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - spytał, nie do końca rozumiejąc jej reakcję.
-No, cóż. Prawda jest taka, że naprawdę on mnie tu nie więzi. – wyjaśniła nieśmiale.
„To wyjaśnia sprawę otwartych drzwi”- pomyślał Człowiek Łoś.
-Dalej nic nie rozumiem. - przyznał się Człowiek Łoś.
-No, więc... ja... ten... no... - Królewna wyraźnie ociągała się z odpowiedzią. - Ja go kocham.
Spuściła wzrok, dalej się rumieniąc.
-Kogo? - spytał dociekliwie Człowiek Łoś, który wciąż nic nie rozumiał.
-Anthachrona. - powiedziała cicho.
-Smoka? - upewnił się Człowiek Łoś.
Kiwnęła głową i rzuciła się na niego z płaczem.
-Ja nie chciałam... - załkała wypłakując mu się w ramię. - Ci wszyscy rycerze... Poznałam go w drodze przez góry...
Człowiek Łoś poklepał ją pocieszająco po plecach. Królewna podniosła wzrok i spojrzała na niego oczami mokrymi od łez.
-Tylko nie mów tatusiowi. - powiedziała. - Nie mów mu, że uciekłam ze smokiem. On tego nie zrozumie. Jest bardzo staromodny.
Człowiek Łoś, choć sam tego nie rozumiał (widocznie również był staromodny), kiwnął głową na znak, że się zgadza.
-Dobrze, lecz jakoś muszę wyjaśnić twojemu ojcu, co się stało. Gdy wrócę sam, będzie mnie wypytywał o ciebie. Co mam mu wtedy powiedzieć? - po chwili zastanowienia, dodał: - Zawsze mogę powiedzieć, że zjadł cię smok.
-Nie, to mogłoby go zabić. Jest już stary i jego serce nie wytrzymałoby straty jedynej córki.
Trwało przeszło godzinę, nim Człowiek Łoś wymyślił nadzwyczaj sprytny plan, którym podzielił się z Królewną. Ona, rozumiejąc, iż jest to jedyne, a jednocześnie bardzo dobre wyjście z tej sytuacji, zgodziła się natychmiast.
-Oczekuj mnie, pani, z powrotem za dziesięć dni. – powiedział zbierając się do drogi. – I uprzedź swego ukochanego, aby mnie nie zjadał, gdy się zjawię.
Królewna pożegnała go całusem w policzek, jak twierdziła, na szczęście i dała mu swą chustę.
Człowiek Łoś opuścił po cichu ruiny zamku i skierował swe kroki na południe, tą samą drogą, którą przyszedł. Nie minęły cztery dni, a już był z powrotem na królewskim dworze.
-Jakie wieści przynosisz, Człowieku Łosiu? - zaczął go wypytywać niecierpliwie Król. - Czy moja córka żyje? I dlaczego nie ma jej z tobą? No, mówże!
Człowiek Łoś, zgodnie ze swoim planem, opowiedział Królowi, że gdy dotarł do miejsca, które gad obrał za swą kryjówkę, smok już nie żył. Tym, co go pokonał, był książę z dalekiej krainy za Morzem, do którego nowina o porwaniu Królewny dotarła przez jednego z kupców przemierzających Morze. Jemu to, w takim razie, należy się nagroda za jej ocalenie.
-Rozumiem, - powiedział niecierpliwie Król. - ale dlaczego nie ma ich z tobą?
Człowiek Łoś mówił dalej, że smok, dysponując potężną magią, przemienił Królewnę w potworne stworzenie, którego natury nie chciał wyjaśniać. Wspomniał jedynie, iż jest to, najprawdopodobniej, gad. Wtedy to, ów książę powiedział Człowiekowi Łosiowi: „Słyszałem niegdyś, że pobliskie Królestwo słynie z magów biegłych w sztuce ważenia eliksirów. Któryś z nich z pewnością byłby w stanie przyrządzić napój, który przywróciłby jej ludzką postać.”.
Człowiek Łoś zaproponował wtedy, że pójdzie i przyniesie eliksir, a książę pozostanie z nią. Nastepnie pokazał Królowi chustę Królewny, jako poparcie swych słów.
-Auksencjuszu! – zawołał pospiesznie Król. – Ile zajęłoby ci czasu przygotowanie tego eliksiru?
Mag stał chwilę, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem i poruszając wargami, jakby prowadził jakieś obliczenia. W końcu powiedział:
-Będzie gotowy na jutro, wasza wysokość.
Król się wyraźnie ucieszył.
-Dobrze! Jutro wyruszamy na spotkanie z wybawicielem mej córki. Kazać przygotować wszystko do podróży!
Człowiek Łoś był przygotowany na taką sytuację.
-Królewna zastrzegła, że wrócić mam tylko ja. Nie chce, aby ktokolwiek więcej widział ją w jej obecnej postaci.
-Ale ja jestem jej ojcem. Powinienem...
-Królewna nie chce zwłaszcza, żeby wasza wysokość ją taką oglądał. Proszę zrozumieć.
Król zrozumiał.
Nazajutrz eliksir był gotowy. Człowiek Łoś, wypoczęty po nocy w jednej z zamkowych komnat gościnnych, wyruszył ponownie w podróż na północ. Tak jak wcześniej przewidział, pogoda spowolniła go i na miejscu zjawił się dopiero po pięciu dniach, czyli wtedy kiedy go oczekiwano.
-Jesteś już. - ucieszyła się Królewna na jego widok. - Czy masz eliksir?
Człowiek Łoś odpowiedział twierdząco i zaraz przeszli do drugiej części jego planu. Anthachron, potężny zielony smok, wcześniej wtajemniczony we wszystko i uprzedzony, by nie zjadał Człowieka Łosia, wypił, a właściwie zjadł flakon z eliksirem. Efekt był natychmiastowy. Wysoki na dziesięć metrów, majestatyczny gad, zmieniał się stopniowo, aż w końcu stał się przystojnym młodzieńcem o czarnych włosach, z bródką, a jego zielone oczy lśniły niezwykłym blaskiem.
-Nie wiem jak mam ci dziękować. - zwrócił się do Człowieka Łosia. – Dzięki tobie nasza miłość nie jest skazana na potępienie ze strony ludzi.
Człowiek Łoś, jak zwykle skromny, oświadczył, zgodnie z prawdą:
-Jestem zawsze do usług. Cieszę się, że mogłem pomóc.
Jako, że imię Anthachron znane było na dworze, ukochany Królewny przyjął nowe imię: Antoni.
Szczęśliwi z pomyślnego rozwiązania problemu, udali się na południe, gdzie na Królewnę czekał jej ojciec, a na Antoniego połowa Królestwa. Na Człowieka Łosia nic nie czekało, ale nie miał tego nikomu za złe.
Na ślub Antoniego z Królewną zjechały się wszystkie ważne osobistości z całego Królestwa i krajów sąsiednich. Człowiek Łoś też się zjawił. Uroczystość była piękna, jak to zwykle bywa.
-Jestem ci naprawdę wdzięczny. – powiedział Antoni Człowiekowi Łosiowi, kiedy ten mu złożył życzenia ślubne. – Pamiętaj, że jeśli będziesz czegoś potrzebować, zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
Kiedy wszystkie uroczystości się skończyły i goście zaczęli wracać do siebie, Człowiek Łoś zrobił to samo i wrócił do swojego lasu. Był zadowolony z siebie, chociaż trochę żałował, bo przez pewien czas miał nadzieję na rękę Królewny i pół Królestwa, ale, jak się przekonał, prawdziwi bohaterowie rzadko dostają główną nagrodę. I tak widocznie musi być.
A co do Królewny i Antoniego, to nareszcie mogli cieszyć się swoja miłością nie bacząc na to, co powiedzą inni. Jeśli chodzi jednak o to, czy żyli długo i jak szczęśliwie, to już zupełnie inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz