wtorek, 30 marca 2010

Przeklęte orzechy

Z zapisków w Bełkot Logu:
ONA: Henryku, nie możesz tego zrobić!
HENRYK: Ależ mogę, ukochana. A wiesz dlaczego? Bo już dokładnie za dwukrotność czasu koniecznego do obrania jednego z tych przeklętych orzechów ballaradi, które wszędzie tu rosną zostanę nowym władcą wszechświata i nic tego nie zmieni.
ONA: Co ty mówisz? Musiałeś postradać zmysły, Henryku. Jesteś dopiero dziewiętnastym z kolei pretendentem do tego tytułu, a mój ojciec, który obecnie sprawuje obowiązki władcy wszechświata ma się dobrze i jest w swoim ściśle strzeżonym pałacu wiele parseków stąd. Jest tam całkowicie bezpieczny.
HENRYK: Mylisz się. To prawda, jestem dopiero dziewiętnastym z pretendentów do tronu, lecz twój ojciec nie jest bardziej bezpieczny niż jeden z tych przerośniętych miejscowych komarów, które ciągle wlatują do pomieszczeń generatora by zostać spalone przez wyładowania. Twój ojciec umrze i to za parę chwil.
ONA: Nie wierzę! Jaką intrygę zaplanowałeś tym razem?
HENRYK: Nie ja, lecz Franciszek, mój starszy brat, który jak doskonale wiemy jest osiemnasty w kolejce po tron. Stworzył on osiemnaście nanobotów, które zaprogramowane są by w jednej chwili, która nastąpi już za chwilę, zgładzić wszystkich, którzy stoją mu na drodze do przejęcia władzy, w tym twojego przeklętego męża i nic nie będzie stać na przeszkodzie naszej miłości.
ONA: Ale przecież wtedy to Franciszek, a nie ty zdobędzie władzę. Nie rozumiem...
HENRYK: Tu się zgodzę - nie rozumiesz, kobieto. W chwili aktywacji, nanoboty mają wysłać sygnał do miniaturowego komputera, z którym nie rozstaje się mój znienawidzony brat, aby powiadomić go o powodzeniu. Nie wie on nic o tym, że gdy był u tej ladacznicy Józefiny wykradłem mu jego ukochany gadżet i zainstalowałem w nim mikrobombę atomową, którą ma aktywować sygnał nanobotów. Tak więc, korzystając z pracy Franciszka, utoruję sobie drogę do tronu i nikt mnie nie...
(W jednej chwili przerywa, łapie się za gardło i pada na podłogę. Wtedy z szafy wychodzi Franciszek z niewielkim pilotem w dłoni skierowanym w stronę Henryka.)
FRANCISZEK: Niezły plan, braciszku, ale nie przewidziałeś dwóch rzeczy - że ja także jestem kochankiem księżniczki i podsłucham waszą rozmowę, dowiadując się wszystkiego o twoich planach oraz, że skonstruowałem nie osiemnaście, lecz dziewiętnaście nanobotów aby ciebie także mieć pod kontrolą. A więc zginiesz razem z pozostałymi i nie pozostanie już nikt, kto mógłby stanąć mi na drodze. A stanie się to... teraz!
(Henryk umiera)
FRANCISZEK: Więc teraz, ukochana możemy wreszcie być razem jako władca i władczyni wszechświa...
(Franciszek pada na kolana pod wpływem ciosu sztyletem w pierś)
ONA: To za Józefinę, ty łajdaku! Ojca ci wybaczam, i tak ledwo go znam, męża też, bo nigdy go nie kochałam, ale myślałam, że chociaż ty będziesz mi wierny! Ty, ty... ścierwo!
(Franciszek ze zdziwioną miną pada martwy.)
ONA: Lepiej tu posprzątam - Zygmunt powinien przyjść za jakieś pół godziny. Pewnie ucieszy się, gdy mu opowiem co się dziś wydarzyło. W końcu jest... a raczej był dwudziestym w kolejce po tron. Gdy wreszcie zalegalizujemy nasz związek i zostanę władczynią wszechświata, Józefina będzie tylko kwestią czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz